Sikkim – Geyzing i Peeling

Geyzing to bardzo malutka miejscowość, choć dosyć rozwleczona wzdłuż głównej drogi. Dosyć długo szukaliśmy jakiegoś hotelu, ostatecznie okazało się, że czynny jest tylko jeden – Downtown Hotel. W sumie był całkiem przyzwoity i w miarę niedrogi, jak na nasze nadwątlone kieszenie.

Natomiast trochę nas zdziwiło miejscowe podejście do jedzenia. Gdy wychodziliśmy z hotelu po zakwaterowaniu się w nim, zarządzająca hotelem pani zapytała nas “Co mam przygotować na kolację?”. Propozycja miła, ale podziękowaliśmy, bo chcieliśmy zjeść coś gdzie indziej. Jednak w każdym miejscu, które początkowo wyglądało na restaurację, okazywał się być wyłącznie wyszynk. No dobrze, ale do alkoholu też trzeba coś zjeść. Okazuje się, że niekoniecznie. W jednym miejscu nawet usiedliśmy przy stole za zasłonką. Bo każdy stół w tej knajpie miał swoją zasłonkę oddzielającą go od reszty sali, chyba po to, żeby inni nie widzieli co i ile kto pije… Jednak ku naszemu rozczarowaniu jako menu dostaliśmy jedynie bogatą listę alkoholi. Na pytanie o “food?”, pan po długim namyśle odpowiedział “mamy tylko ryż i to zimny”. Zrezygnowaliśmy…

Ostatecznie wróciliśmy do Downtown Hotel, a na nasz widok pani w recepcji uśmiechnęła się od ucha do ucha. “To co wam przygotować na kolację?” padło ponownie pytanie. Nie pamiętam już teraz, co to było, ale w każdym razie było bardzo smaczne. Do tego zamówiliśmy po sikkimskim piwie, nie ustępującym posiłkowi. Zwykłe indyjskie piwo w porównaniu z skkimskim wypada jednak paskudnie. Tym samym chyba odkryliśmy, co przyciąga Hindusów do Sikkimu. Przyjeżdżają na weekendy, siadają w knajpach za zasłonkami i piją do upadłego. Bo alkohole w tym stanie są łatwo dostępne, bardzo dobrej jakości, w dodatku stosunkowo tanie. W Indiach nie do pomyślenia…