Siliguri – Delhi

Wrrr, z biletami na “Rajdani Express” poszło całkiem źle. Po prostu pośrednik zawalił sprawę i tyle. Biletów nie było, choć już ponad tydzień temu za nie zapłaciliśmy. Jednak pan był na tyle uczciwy, że załatwił naprędce bilety na jakiś inny pociąg do Delhi, a nawet oddał nam jeszcze 1000 rupii z pobranej wcześniej zaliczki. Chociaż za tą niepewność i nerwy powinien chyba oddać dwa razy tyle, ale ważne było to, że mamy wreszcie JAKIEŚ bilety. Pociąg miał planowo odjechać o 17.00, zatem zdążyliśmy jeszcze zjeść śniadanio-obiad i potem pojechaliśmy motorikszą do New Jalpaiguri (6 km od Siliguri), skąd miał odjazd nasz pociąg. O dziwo dworzec okazał się wyjątkowo czysty, porządny i dobrze zorganizowany. Jak na Indie – rewelacja.

Za to North East Express przyjechał z ponad godzinnym opóźnieniem. W samym pociągu okazało się, że mamy bardzo dobre miejsca, do tego leżące. Nie było też problemu gdzie wsadzić plecaki, bo znakomicie zmieściły się pod dolnym miejscem do spania (dostaliśmy jedno nad drugim). Jazda początkowo wydawała się całkiem przyjemna, gdyby nie fakt, że ostatecznie trwała 32 godziny…

https://www.wikimedia.org

W związku z początkowym i kolejnymi opóznieniami do Delhi przyjechaliśmy zamiast o 19.30, to o 23.30, w dodatku na jakiś zupełnie nieznany nam dworzec. Riksiarz (jeden z nielicznych pozostałych o tej porze) nie miał najmniejszej ochoty zawieźć nas do Manjukatili, w końcu pozwoliliśmy mu na jazdę do jakiegoś dziwnego i obskurnego hotelu o nazwie “Kumar Palace”. Niestety był środek nocy, w dodatku oboje byliśmy wymęczeni długą podróżą z Siliguri – to naprawdę nie była dobra pozycja do negocjacji cenowych.

Dopiero po powrocie do Polski znalazłem recenzję tego hotelu pod wymownym tytułem – “The worst Hotel Delhi”…

Następnego dnia rano pojechaliśmy do Manjukatili, do naszego hotelu, gdzie mieliśmy rezerwację na dwie noce przed odlotem do Polski. Tyle, że z dwóch nocy zrobiła się jedna. Ale wreszcie mogliśmy poczuć się jak u siebie no i po prostu sobie odpocząć.