Nie ma bardziej indyjskiego miasta niż Varanasi. Połączenie tradycji z nowoczesnością, klasyka Indii. Podstawowy środek transportu to oczywiście motoriksze, czyli inaczej tuk – tuki, co widać na filmach poniżej.
Jak ktoś woli nieco wolniejszą jazdę, zawsze można przesiąść się na rikszę rowerową, Warto jednak od razu ustalić kwotę w rupiach do zapłacenia, aby uniknąć późniejszych niespodzianek. Oczywiście koniecznie trzeba się trochę potargować.
Varanasi najlepiej przemierzać na piechotę, szczególnie wart polecenia jest spacer brzegiem świętej rzeki, choć pobliskie uliczki również mają niezapomniany klimat. Można też zaopatrzyć się we wszystko, co akurat okaże się potrzebne – od ciekawych preparatów i kosmetyków ziołowych do odzieży i obuwia. Uliczki, zwłaszcza te w pobliżu nabrzeża Gangesu, tworzą prawdziwy labirynt. Jednak po dwóch dniach ich przemierzania bez problemu nauczyliśmy się, jak sprawnie się nimi poruszać. W dodatku udało się nam odkryć liczne skróty, których istnienia nikt by się nie spodziewał. A nad samym Gangesem można był podziwiać artystów malujących piękny mural przedstawiający boginię Durgę. Co kilka godzin mural był coraz większy i zawierał więcej szczegółów.
Jeżeli ktoś planuje zatrzymać się w Varanasi na kilka dni (naprawdę polecamy), należy koniecznie wybrać hotel położony nad samym Gangesem. Co prawda kosztuje to nieco więcej, ale widoki są tego naprawdę warte. Polecamy Alka Hotel lub położony obok Ganapathi Guest House. Można w obu zarezerwować nocleg mailowo jeszcze będąc w Delhi, warto przy tym znać dokładną datę i godzinę przyjazdu – wtedy pracownik hotelu może odebrać nas prosto z pociągu. Samemu może być trochę trudno trafić, ale też się da na upartego. Zjeść można również w restauracjach tych hoteli – w Alka na dole, a w Ganapathi na dachu. Kuchnia bardzo dobra, jedyne co im słabo wychodzi to kawa – warto mieć własną i oczywiście grzałkę + metalowy kubek.
Zdjęcia można robić bez problemu prawie wszędzie, z wyjątkiem okolic pól kremacyjnych i samych pól tuż nad rzeka. Niektórzy radzą sobie w ten sposób, że wynajmują łódź i fotografują te miejsca z wody, używając teleobiektywów. Może jednak warto uszanować ten lokalny zwyczaj nie robienia zdjęć podczas kremacji zwłok?
W okolicach dworca autobusowego (a raczej jego namiastki) spotkaliśmy Mr Khana – własciciela czerwonej motorikszy. Okazał się on niezwykle pomocny przy kupnie biletów kolejowych do Gaya (niestety popełniliśmy ten błąd i nie kupiliśmy biletów na całą trasę jeszcze w Delhi). Niestety kupno biletu kolejowego na przeciętnym indyjskim dworcu to nie lada wyzwanie – druczki mimo, że po angielsku są mocno niezrozumiałe, Mr Khan pokazał nam także kilka ciekawych miejsc – między innymi lokalną tkalnie jedwabnych szali. Oczywiście finałem był sklep z tymi szalami, ale w sumie i tak było warto.